Strona:Maria Pawlikowska-Jasnorzewska - Szkicownik poetycki.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.
3

Brzozy, rzędem wzdłuż szosy, włos migotliwy na wiatr rzucają, wszystkie w jedną stronę sczesane.
Jak Elżbieta Austrjacka, dumną kaskadą do ziemi, falistą roztaczają fryzurę, melancholijnie piękne.
Pada cień, żwirem — fioletowy, trawą — oliwkowy.
Drogą przechodzą łysi. Pozdejmowali kapelusze z rozgrzanych czaszek, świecącą skórą ciasno powleczonych. Posępne makówki po bujnym ongi kwiecie.
Piętno śmierci: zdradzający się bezczelnie kościotrup.
Idą weseli, rozmowni. Wielka ilość współtowarzyszy niedoli pociesza ich. Nie walczą już, nie rozpaczają, nie szukają pomocy sztuki i stroju.
Kobiety, własną urodą oszalałe, nie zdają sobie sprawy z wielkości tego zamachu na męską urodę.