upajającą dogodność istnienia, która jest udziałem każdego z tych naszych młodszych i stokroć zdrowszych braci w świecie natury.
U nas — zaledwie cierpliwe przyzwyczajenie, wzdychające przystosowanie się komórek, a nieraz bunt: rebellium carnis.
Zgrzyty, tarcia, niezadowolenie i skargi. Skargi na niezliczone trucizny, błędy, na niedbałość instynktu.
Komórka, zdemoralizowana krzywdami wielu lat, jest jak miejski robotnik: pracuje bez śpiewu. Tam, u wolnych ptaków, u zwierząt dzikich — zapał, posłuszeństwo, karność, połączone z żywiołowością i śpiewająca robota organizmu!
Któżby nie chciał mieć w sobie dla odpoczynku, choć przez godzinę takiego serca nie znającego arytmji, sprawnego serca tegoż gawrona, który właśnie z taką siłą rzucił się teraz w powietrze i szybuje, wysoko wgórze...
Strona:Maria Pawlikowska-Jasnorzewska - Szkicownik poetycki.djvu/65
Ta strona została uwierzytelniona.