Strona:Maria Reutt - W cygańskim obozie.pdf/25

Ta strona została uwierzytelniona.

wozu, zobaczył siedzącą na osobnem siedzeniu młodą dziewczynę.
Ubrana była bogato i ładnie, miała na sobie spódnicę czerwoną wełnianą, aksamitny szafirowy gorset, naszywany cekinami, szarą koszulkę, mnóstwo korali i świecideł na szyi, a na głowie ponsową jedwabną chusteczkę, zawiązaną w kształcie zawoju.
— Ani mi się waż — powtórzyła, patrząc surowo na starą, młoda Cyganka, — bić tego chłopca. On mój!
I mówiąc to położyła rękę na miękkich, jasnych włosach Jerzyka.
— Będę twoją mamą, maleńki — mówiła pieszczotliwie — dobrze, synku?
Ale mimo, że była ładna i miła, mimo że nie pozwoliła czarownicy tknąć go, chłopak zgodzić się nie chciał na to, by to była jego mama.
Wybuchnął znowu gwałtownym płaczem.
Cyganka posadziła go przy sobie, przytuliła i starała się uspokoić, im bardziej go jednak obsypywała pieszczotami, tem chłopca ogarniała większa żałość i strach.
Nie rozumiał gdzie jest, co się stało, to tylko wiedział, że stała się rzecz straszna, że rozdzielono go z matką. Płakał, wołając głośno, by go oddano matce.
— Cicho, maleńki, nie płacz — mówiła całując go młoda dziewczyna — ja będę twoją mamusią, zobaczysz, jak bardzo będę cię pieścić i kochać, dam ci dużo, dużo cukierków, jabłuszek, pojedziemy do wielkiego miasta, kupię ci tam śliczną zabawkę.