Strona:Maria Reutt - W cygańskim obozie.pdf/26

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie chcę cukierków ani zabawek — płakał Jerzyk — odwieź mię tylko do mamy.
— A kiedy mama twoja ciebie oddała — mówiła Cyganka — a sama pojechała w inną stronę.
— To nieprawda — zawołał chłopak — mamaby mnie nikomu nie oddała.
— A jednak oddała i prosiła, żeby synek był grzeczny i nie płakał po niej, bo ona musiała odjechać. Teraz będziesz moim synkiem i ja twoją mamą.
Jerzyk wybuchnął jeszcze większym płaczem, a Cyganka przerażona spojrzała pytająco na starsze kobiety.
— Jak go uspokoić, powiedzcie Aga — spytała w niezrozumiałej dla Jerzyka mowie.
— Uspokoi się sam — odrzekła Aga — dziecko, nic dziwnego, że płacze.
Stara czarownica błysnęła złemi oczyma.
— Uspokoiłabym go wnet — syknęła. — Ale cóż, albo Katra ma tu jakie prawa! Takiemu smykowi dać raz dobrze prętem, to się cichutki zrobi jak baranek.
— O! na to nie pozwolę — zawołała opiekunka Jerzyka — ja tego chłopca biorę pod swoją opiekę i kto go tknie palcem, ten ze mną będzie miał sprawę.
Czarownica spojrzała ze złością na młodą dziewczynę i na zanoszącego się od płaczu chłopca.
— A to zróbże co — rzekła — by ten bęben tak się nie darł, bo jeszcze nam jakie licho na kark sprowadzi. Zobaczymy, czy go obronisz od kozaków.