Strona:Maria Reutt - W cygańskim obozie.pdf/34

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, ja nie będę pani synkiem — rzekł Jerzyk — mamusia moja umarła i ja drugiej nie chcę.
— Powiedz, Jerzyku — mówiła Azra — czy ci źle ze mną? czy ja nie jestem dla ciebie dobra. I mamusia nie byłaby chyba lepszą, kocham cię bardzo.
— Pani bardzo dobra — rzekł chłopczyk — ale pani nie jest moją mamusią, a kiedy mnie pani kocha, to niech mnie pani odda tatusiowi.
— Dobrze — zawołała Cyganka — jak się dowiemy, gdzie jest twój tatuś, to cię tam odwieziemy, tymczasem trzeba być z Azrą i lubić ją trochę, bo widzisz, jakżebyś się tak sam pozostał, nie znasz nikogo, nie wiedziałbyś dokąd iść.
— Któżby ci dał jeść? — odezwała się Zośka.
— A widzisz, jak to Zośka rozumnie powiedziała — rzekła Azra.
Jerzyk nie zwracał jednak na to uwagi. W głowie jego zbudziła się świadomość o ojcu, myślał wciąż tylko o tem, czy go tatusiowi oddadzą.
— Mój tatuś jest oficerem i poszedł na wojnę — mówił Jerzyk — to niech mnie pani do wojska odeśle.
Azra tłumaczyła mu, że do wojska dzieci nie wezmą, ale jak się wojna skończy, to go tatusiowi odwiezie.
— Do Warszawy mnie pani odwiezie, ja tam już trafię do domu — mówił chłopczyk — pójdę na Jasną ulicę, tam w dużej takiej kamienicy nasze mieszkanie i tatuś tam będzie, prawda?
Azra zapewniła go, że z pewnością tak będzie, chłopak uspokoił się a nawet rozweselił się