Strona:Maria Reutt - W cygańskim obozie.pdf/41

Ta strona została uwierzytelniona.

— Umiem — odrzekł Jerzyk — mamusia mnie uczyła, a tu taka śmieszna bajeczka. Posłuchaj ja ci przeczytam.
I głośno, wyraźnie czytał bajeczkę o kotku, co to się objadł różnych łakotek i ciężko chorował, a pan doktór dawał mu niesmaczne lekarstwo. Bajeczka tak ich oboje rozśmieszyła, że nie zauważyli, iż Azra stanęła koło nich.
— Ach — rzekła Zośka — jakbym ja chciała umieć czytać.
— Nie umiesz? — zapytał Jerzyk — to ja ciebie nauczę. Trzeba tylko nauczyć się literek. Tylko widzisz, nie mam na czem cię uczyć.
— A na tej kartecce? zapytała Zosia.
— E, to nie można, to bajeczka, a to trzeba, żeby każda literka była osobno.
— A po co Zośce ta nauka potrzebna? — zapytała Azra.
Spojrzeli zdziwieni, nie wiedzieli, że ona stoi przy nich.
— Co jej z tego przyjdzie, że będzie umieć czytać — mówiła Cyganka. — Niech się lepiej uczy tańczyć i śpiewać. Żyjecie wśród Cyganów, to wam ta nauka na nic nie potrzebna. My Cyganie, wolni jak ptaki, co to sobie latają wszędzie gdzie się im podoba, nauka na nic nam nie potrzebna. Zobaczycie to potem sami. Niedługo i wy będziecie się uczyli ale innych rzeczy, potrzebniejszych wam, niż czytanie.
— Moja mamusia mnie sama uczyła czytać i pisać — rzekł Jerzyk — i zawsze mówiła, że bardzo biedne są te dzieci, które czytać nie umieją i jabym chciał Zośkę nauczyć czytać ale nie mam elementarza — dodał smutno.