Strona:Maria Reutt - W cygańskim obozie.pdf/45

Ta strona została uwierzytelniona.

lazł się na stole, z którego przed chwilą zdjęto Jerzyka.
— Zrób to samo — rzekł, zwracając się ku drżącemu jeszcze chłopakowi nauczyciel.
Ale Jerzy nie usłuchał. Dano mu więc spokój; zkolei zapłakana Zośka poszła na stół i ją tak samo mierzono i oglądano.
Poczem Azra wyprowadziła dzieci do drugiej izby, kazała im tam siedzieć spokojnie, a sama powróciła do tamtych i zamknęła drzwi za sobą.
— Jerzyku — zapytała Zośka — co to za ludzie — i co oni z nami chcą zrobić?
— Nie wiem — szepnął cichutko — ale się boję bardzo.
— A ja się nie boję — odezwał się Mitro — i jeżeli mi obiecacie, dać połowę swego chleba, który dostaniecie na wieczerzę, to wam powiem wszystko.
— Oj dobrze, dobrze — zawołali oboje — damy ci chleb, tylko nam powiedz, co oni z nami zrobią.
Mitro podniósł nos do góry i rzekł:
— My będziemy w cyrku, bo i Azra jest w cyrku, ona śpiewa i jeździ konno i tylko na lato przyjechała do swego ojca Rataja, a teraz wraca do cyrku i mnie ze sobą bierze i was, bo jak tam ciebie z pod drzewa zabrano, — tłumaczył Cyganiak, zwracając się do Jerzyka — to ona zaraz mówiła, że ciebie ze sobą zabierze.
— A cóż tam będziemy robić w tym cyrku? — zapytała Zośka.
— Będziemy sztuki pokazywać — objaśnił Mitro — a przedewszystkiem chodzić na głowie.