Strona:Maria Reutt - W cygańskim obozie.pdf/60

Ta strona została uwierzytelniona.

ślepego, tak jak do nikogo w cyrku. Najmilej mu było siedzieć z Czechem i słuchać jego muzyki. Ach, jak bardzo chciałby kiedy wziąć do ręki skrzypce i pociągnąć po nich smyczkiem, może i onby tak potrafił, nie śmiał jednak prosić o to swego przyjaciela. Dopomogła mu Zośka.
— Jurek — zapytała raz, gdy tak siedzieli we troje i Czech grał jakąś pieśń — czy tybyś chciał tak grać?
— Bardzobym chciał — zawołał Jerzyk.
Niewidomy podał mu skrzypce. Były jednak za duże dla Jerzyka, nie mógł sobie z niemi poradzić. Wtedy Czech zaczął nucić, a Jurek odrazu pochwycił melodję i powtórzył za nim.
Nazajutrz już dostał małe skrzypce i rozpoczęła się nauka.
Dyrektor cyrku, zawiadomiony przez Jaromira, przyszedł wraz z Azrą na pierwszą lekcję.
— No — rzekł zwracając się do Cyganki — teraz może się ten chłopczyk na coś przyda, bo klownem nie będzie on nigdy.
Azra była uradowaną. Uściskała Jurka i obsypała go łakociami, a grajkowi zapowiedziała, że dostanie podwyższenie płacy, o ile Jurka będzie uczył.
Wszyscy więc byli zadowoleni.
Lekcje odbywały się regularnie, a Jerzyk, tak był niemi uradowany, że uczyłby się chętnie całemi dniami.
Jaromir zachwycony był swym uczniem.
— On będzie grał jak sam Sarassate — mówił do kolegów — ten chłopak ma duszę w palcach.
I wszyscy muzykanci cyrkowi jednogłośnie to potwierdzili, każdy z nich chciał uczyć Jerzyka na swoim instrumencie. Nazywano go ogólnie