Strona:Maria Reutt - W cygańskim obozie.pdf/67

Ta strona została uwierzytelniona.

poruszył tylko trąbą z niespokojem, stojąc wciąż w miejscu.
Zaniepokojony dyrektor, iż przedstawienie zepsute będzie podszedł do zwierzęcia i głośno kazał mu iść dalej, ale słoń ani drgnął. Wtedy podszedł Sam z długą ostrą dzidą i ukłuł słonia pod prawem uchem. Zabolało go widocznie, bo drgnął, lecz się nie ruszył. Drugi i trzeci raz ukłuł go Rumun rozwścieczony, aż krew popłynęła z rany.
Publiczność zaciekawiona, przyglądała się tej scenie. Na rozkaz dyrektora drugi Rumun podszedł z drugiej strony do słonia i jednocześnie z Samem, zapuścił mu dzidę pod lewe ucho. Słoń broczył krwią, stał jednak nieruchomo, tylko jęknął tak boleśnie, iż wzbudził współczucie wśród publiczności.
— Dość, dość — wołano — nie męczyć biednego zwierzęcia! Precz z dzidami!
Dręczyciele odstąpili, a jednocześnie przewodnicy weszli drugą stroną na szczyt góry i zrozumieli dlaczego Kimi nie chciał iść. Rusztowanie wzniesione dla podtrzymania pomostu ponad przepaścią obluzowało się i gdyby słoń wstąpił na nie, niechybnie runąłby wraz z wieżą i Mitrem i połamałby sobie kości.
Powoli z ogromną ostrożnością sprowadzono biednego Kimi nadół.
Widzowie zachwyceni jego mądrością zeszli na arenę, darząc go różnemi przysmakami. Znalazł się i doktór, który mu krew zatamował. Zdjęto z niego wieżę i Mitra, któremu jazda tak się nie udała.