cinę, otoczywszy ją nie tylko opieką, lecz i miłością macierzyńską.
Pobyt w domu pani Skirmuntowej pozostawił niezatarte wspomnienie w duszy Rodziewiczówny; skreśliła ona wiernie jej serce gorące, jej myśli i czyny w postaci pani marszałkowej z Grel w jednej z ostatnich swych powieści: »Byli i będą«.
Pierwsze więc lata dzieciństwa spędziła Rodziewiczówna wśród ciszy wsi litewskiej, wśród ludzi szlachetnych i dobrych, lecz zarazem wśród klęsk powstaniowych, może smutniejszych i cięższych, niż powstanie samo.
W roku 1871 w życiu dziecka zaszła zmiana. Skutkiem ogłoszonego manifestu rodzice Maryi powrócili ze Syberyi, lecz jako ludzie wydziedziczeni i bezdomni: majątek ich bowiem został skonfiskowany.
Zabrawszy więc dzieci od krewnych, zamieszkali w Warszawie, sądząc, że tam łatwiej dać dzieciom wychowanie, a zwłaszcza je kształcić.
Ciężkie, pełne trosk i kłopotów były jednakże te lata, przeżyte w stolicy. Bieda zaglądała nieraz oknami i drzwiami, bo o pracę zarobkową było trudno, a tu dzieci podrastały, i o nich przedewszystkiem myśleć należało. Państwo Rodziewiczowie, jako wzorowi rodzice, rozumieli aż nadto dobrze, że trzeba się ograniczać na każdym kroku, wszystkiego sobie odmówić, byleby dzieci starannie wychować. To też dwoje starszych i dziewięcioletnia Marya zaczęli uczęszczać do szkół; ostatnia chodziła na pensyę pani Kuczyńskiej w Warszawie, gdzie garnęła się chętnie do nauki, okazując od dzieciństwa żywe się nią zainteresowanie i niezwykłą pamięć.
Po czterech latach bytności w mieście przenieśli się rodzice Maryi do Hruszowej na Litwę; majątek ten odziedziczył pan Rodziewicz po swym bezdzietnym bracie. Najmłodszej córki nie zabrali ze sobą, ale umieścili ją na pensyi w Galicyi, w klasztorze Niepokalanek w Jazłowcu. Marya spędziła tam lat kilka. Z początku tęskniła za domem i Litwą ukochaną, w której obecnie mieszkali wszyscy jej najdrożsi, ale z czasem przyzwyczaiła się do nowego życia i otoczenia i uczuła się na pensyi bardzo szczęśliwą. Przez cały czas pobytu w klasztorze uczyła się zawsze bardzo chętnie; nauki przychodziły jej zresztą łatwo, a najmilszem zajęciem i największą dla niej rozrywką było zawsze czytanie książek. Żywego umysłu, zawsze wesoła, skora do figlów, lecz i do pomocy koleżeńskiej, z wybitnymi zdolnościami do pisania ćwiczeń, zyskała sobie w klasztorze jak największą sympatyę i przełożonych, i towarzyszek nauki. O zawodzie autorskim, o sławie nie marzyła wtedy jeszcze wcale.
Strona:Maria Rodziewiczówna-Dewajtis (1911).djvu/10
Ta strona została uwierzytelniona.