Strona:Maria Rodziewiczówna-Dewajtis (1911).djvu/124

Ta strona została przepisana.

— Fora! — powtórzył jeszcze silniej.
— Nie krzycz, staruszku! — odparł młodzik, uśmiechając się zjadliwie — tyle dbam o ciebie, co o twe szczudło!
— Fora! — huknął kaleka.
Psy, jak hasło, skoczyły naprzód. Dwa rzuciły się do nozdrzy konia, dwa do nóg i brzucha. Jeden z nienacka porwał za but jeźdźca. Zapanował piekielny hałas. Koń zaczął wierzgać, chrapać, rzucać się, jak szczupak. Szpicruta Witolda, zamiast odpędzać psy, pobudzała do szału konia, który pomimo mundsztuka wziął na kieł i rzucił się w ulicę bezprzytomny. Po chwili jeden pies zziajany przyniósł do nóg Ragisa zakurzoną dżokiejską czapeczkę, drugi dostawił podartą rękawiczkę, dwa przyszły, kulejąc i skomląc żałośnie, ostatni nareszcie ukazał się z największą zdobyczą: niósł tryumfalnie groźną przed chwilą szpicrutę.
Po świetnym jeżdżcu został tuman kurzu...
Psy, mocno zdziwione, obchodziły pana i zaglądały mu do rąk. Nie mogły zrozumieć, czemu po łowach na takiego grubego zwierza nie dostały ani skoków, ani jelit? Ragis, dysząc z gniewu nie patrzał nawet na swych faworytów.
Spokój i cisza uciekły z zagrody. Pozostało nadzwyczaj przykre wrażenie; dołączyła się zewnętrzna przeszkoda.
Parobek Wojnata zajrzał przez płot i rzekł zalękłym głosem:
— Gospodarz prosi pana Marka.
— Niema! — odburknął Ragis.
— Oj, to co będzie? — zajęczał chłop — on musić już prędko umrze!
— Wojnat? Cóż mu tam?
— Nie wiedzieć co! Położył się i bardzo grzecznie gada. Musić to już koniec, panie!
— Powiedz, że, jak Czertwan wróci, to go przyślę.
Parobek odszedł, ale wieść ta mocno podnieciła starego. Czego mógł chcieć wuj od wygnanego niegdyś siostrzeńca? Może naprawdę umiera?...
Niedługo dumał spokojnie kaleka. Sądzonem było, że zagroda Markowa będzie dnia tego celem pielgrzymki i hiobowych[1] wieści.
Furtka skrzypnęła, na dziedziniec wszedł chłop niemłody, obielony mąką, postawy, pomimo lat, prostej i zdradzajacej dawną żołnierkę.
O trzy kroki od Ragisa stanął w prawidłowej pozycyi szeregowca i milczał.

— A cóż tam, kolego Juchno? — zagadnął były kapral, wąsa muskając.

  1. Hiobowa wieść — wieść smutna, żałobna.