Strona:Maria Rodziewiczówna-Dewajtis (1911).djvu/130

Ta strona została przepisana.

To mówiąc, starowina zarzuciła na plecy jakąś płachtę, na głowę włożyła sitko, opięte płótnem, i w towarzystwie parobka powędrowała w głąb ogrodu.
Panienki śmiały się z tego dziwnego stroju, zajadając czerwone jagody.
Źóraw niekiedy, korzystając z roztargnienia, wyciągał szyję i zanurzał też w salaterkę długi swój dziób, reszta menażeryi przyglądała się z daleka.
— A gdzieto Żywusia? — zagadnęła nagle Hanka, białą ręką gładząc pióra oswojonego ptaka.
— Żywusia! — gwizdnął Ragis, szukając czegoś po dachu i gałęziach.
Ze strzechy prosto na stół zeskoczyło czerwone swawolne zwierzątko. Usiadło na tylnych łapkach, przednie złożyło na krzyż i, mrugając wąsikami, spoglądało po obecnych parą okrągłych, jak paciorki, oczu. Puszysty ogon, niby baldachim, chwiał mu się nad głową.
— Chcesz orzecha? — spytała Hanka z uśmiechem.
Na widok specyału wiewiórka wykonała mistrzowski skok, porwała orzech i uciekła z nim na płot. Lis zaglądał ciekawie, żóraw zaś pomaszerował ku niej może w złych zamiarach, ale nie dbała o nie wcale, gryząc zawzięcie łupinę.
— Jeszcze jednego brak z moich dawnych znajomych — ozwała się Hanka. — Może zginął poczciwy jeż, co nie kole?
— Igiełko! — zawołał Ragis rozpromieniony — a gdzieżby się hultaj podział? Jest birbant[1], nic dobrego. Dni całe śpi, a w nocy harcuje. Z natury nieprzystojny. Ho, ho! uczę go bezustanku, ale uparte, w zdrożnościach zakamieniałe! Skończy źle, jak każdy nicpoń!
— Przyrodę trudno zmienić! — zauważyła seryo Julka. Znała już od Hanki dziwactwa starego wiarusa, i słuchała z zajęciem.
A Ragis się zapalił, rozruszał. Ulubiony to był jego temat.

— Ma pani świętą racyę. Zwierzęta, jak ludzie, tylko tem lepsze, że gadać nie mogą i pieniędzy nie znają! A reszta to samo! Bywa dobry i zły, łagodny i gniewliwy, skrzętny i próżniak, uczciwy i złodziej, ładny i brzydki. Tylko się przypatrzyć! Proboszcz mnie wyłajał, gdym mu rzekł, że w zwierzu każdym człowiek jakiś pokutuje. Grzech grzechem, ale ksiądz nie dał mi wyłożyć rzeczy, pewnieby sam uwierzył! Trzydzieści lat bestyjki różne hoduję i przypatrzyłem się dobrze każdej. Wszelako niema lepszego jak pies, a gorszego nad liszkę. Och, co ten mój

  1. Birbant — próżniak, elegant.