Tymczasem w izbie Ragis z Hanką żywą toczyli rozmowę.
— Czego ona chce?
— Ma interes do Marka!
— Co, i ona? Jeszcze jedna! Tego tylko brakowało! Cóż my z nią zrobimy?
— Trzeba ugościć! Poproszę ciotki!
— Pewnie! Aha, zaraz! Żeby nie Orwidówna, ale nawet twój nieboszczyk ojciec przyszedł, to ona od tych przekletych pszczół nie odejdzie. Wygląda na dobrą i ładną, aż miło popatrzeć. Czego ona się tak śmieje? — przerwał zaglądając.
Powodem śmiechu był Igiełko. Skończywszy popis, wgramolił się do kapelusza Hanki i zasnął. Potem, cukier widocznie sprawił mu pragnienie, więc z wielkim trudem wydostał się z tego nowego gniazda, odnalazł mleko w spodku i łapczywie pił.
Irenkę ubawiła ta scena, przechylała mu naczynie i gładziła, dziwiąc się po swojemu. Ragis na ten widok obraził się na »nieprzyzwoitego żarłoka«, podszedł więc, chąc go zabrać.
Panna Orwidówna zatrzymała go proszącym wrokiem. Spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się jednocześnie. Był to niemy początek wielkiej przyjaźni.
— Niech pani poprosi tego pana, żeby zostawił poczciwe zwierzątko!... — rzekła do Julki.
Ragis, usłyszawszy żądanie, kiwnął głową na zgodę, a widząc, że ceregiele niedaleko zaprowadzą, własnoręcznie nałożył na talerz poziomek, zalał mlekiem i podał jej, prosząc gestem o spożycie.
— Dziękuję panu! Bardzom rada, bo się zgrzałam i zmęczyłam! — rzekła.
Julka przełożyła to na polski, a stary wąsa pokręcił i aż pokraśniał z zadowolenia.
— A co? — szepnął Hance — możem źle się sprawił? Ja bo całe życie umiałem kobietom dogadzać! Ot, obeszło się bez panny Anety. A gdzież ten brzydki się podział?
Odpowiedź otrzymał natychmiast. W ogrodzie rozległ się tętent, sprawił go poważny Marwitz. Biegł, zapewne raz pierwszy w życiu, pędem i jak szalony machał rękami. Były to owe smutne skutki pszczelniczych obserwacyi.
— Iry! — krzyczał — jedna mnie ugryzła w oko, druga w nos, trzecia w policzek! O je! Znowu coś brzęczy!
Zabiegł aż do stajni, gdy wrócił, poszkodowane członki już nabrzmiewały Wyglądał strasznie.
Panienki wybuchnęły bezlitosnym śmiechem, psy, uważając te gonitwy, jako zachętę, zaczęły biegać, skakać, oszczekiwać Amerykanina, Ragis znów piorunował.
Strona:Maria Rodziewiczówna-Dewajtis (1911).djvu/136
Ta strona została przepisana.