Strona:Maria Rodziewiczówna-Dewajtis (1911).djvu/221

Ta strona została przepisana.

i ruszył prędko, a kaleka pokulał w stronę zaścianka, pykając fajkę i monologując[1] pod nosem:
— Ho, ho! Ma się rozumieć! Czwałem na pozycyę! Dobrze go wymustrowała i szybko! Już jak mnie dziewczęta opadną po lubczyk, słowo daję, odeślę do Poświcia. Jeśli mego chłopca tak oswoiła, to na świecie niema większej czarodziejki.
Zamyślił się, pokiwał głową, pokręcił wąsy i zanucił:

Była babuleńka rodu bogatego,
Miała koziołeczka bardzo upartego...

Nie dośpiewał dalszych losów babuleńki i koziołeczk  bo wchodził w ulicę Saudwilów, gdzie otoczyła go szlachta, dopytując o Orwidównę.
Odłożył swą rapsodyę[2] na wolniejszy czas...


XII.

Lipy stały w kwieciu niespełna rok potem, otulając gęsto stare gniazdo Orwidów. Miliony pszczół krążyły wśród rozłożystych konarów, a u ich spodu na ziemi uwijały się karawany[3] mrówek i ludzi pracowitych. Nikt nie próżnował mimo upalnego południa, nawet stary Filemon udawał zajęcie, chodząc z pokoju do pokoju i ścierając po raz setny imaginacyjne[4] kurze.
Lipy zaglądały w otwarte okna, rzucając kłęby miodowej woni i puch srebrzysty; pszczoły, uzuchwalone ciszą w domu, docierały bezkarnie aż do łysiny głuchego kredencerza: nikt ich nie płoszył. Dom wyglądał pusty, tylko u jednego okna słychać było ludzkie kroki i suwanie sprzętów.

Tam wewnątrz oryginalnie[5] wyglądało, ściany pokoju otaczały półki szerokie, zastawione od góry do dołu tysiącem kuchennych specyałów[6] i skarbów kobiecej skrzętnóści. Czego tam nie było! Pęki suszonych grzybów, antałki octu, szeregi butelek z nalewkami i sokiem, konserwy, konfitury, stosy żółtego wosku, białego lnu, zapasy, mogące wykarmić oblężoną fortecę.

  1. Monologować — mówić do siebie.
  2. Rapsodya — pieśń bohaterska (tu wyraz ten użyty w znaczeniu żartobliwem).
  3. Karawana — tu w znaczeniu: szereg, sznur.
  4. Imaginacyjny — wyobrażalny, t. j. taki, którego niema wistocie.
  5. Oryginalny — tu: dziwny.
  6. Specyał — przysmak.