Na ścianach wisiały ogrodnicze narzędzia i wiązanki suszonych ziół i kwiatów, a całą szerokość tej szafarni zajmował stół biało malowany, nad którym schylona postać kobieca nakładała z wielkiego kosza na kryształowe talerze wonne maliny.
Pszczoły zaglądały i tu, znęcone zapachem wosku i miodu, uwijały się nad malinami, wtedy kobieta podnosiła głowę i przyglądała się z lubością skrzętnym robotnicom. Cieszyła ją ta praca niestrudzona.
Nagle ktoś z ogrodu rozchylił gałęzie lip i cień stanął między słonecznym dniem w oknie.
— Ciociu! Szukam wszędzie! — zawołał dźwięczny, młody głos.
Kobieta opuściła łyżkę i poczciwa, stara twarz panny Anety Czertwanówny zwróciła się do okna.
— Kogo szukasz, moje dzieciątko? — spytała niespokojnie.
Ciemna głowa Irenki przechyliła się dalej do środka, oparła oburącz na krawędzi okna i zaśmiała się do staruszki blaskami.piwnych oczu, białymi ząbkami, koralem świeżych ust. Śliczna była w tej jasności słońca i wyrazu twarzy.
— Kogo? Cioci, naturalnie! Jedynej, wiernej towarzyszki! Jestem tu od rana, jak zaklęta królewna. Opuścił mnie mąż, Julka Nerpalis, nareszcie Marwitz. Załatwiłam swe roboty i szukam cioci wszędzie. Czy to dla naszych gości ten specyał?
— Za godzinę wrócą, moja śliczna! Na dworze upał i kurz. Niech się ochłodzą jagodami. Może i tobie, moja złota, podać?
— I owszem, ciociu, bo i ja się dość nałykałam kurzu. Byłam w trzech folwarkach. Ten nieznośny Marek siedzi sobie w Kownie i ani dba, że tu potrzebny. Zostawił mi cały kłopot i rad. Ani pomyśli, że na moją głowę dość jednego Clarka z nieustannym lamentem[1] i przypuszczeniami różnych nieszczęść.
— Nierad on siedzi, moja duszko, cóż, gdy trzeba! Ale mi dziś kabała powiedziała, że rychło wróci. Proszę malinek, niech smakują.
— Dziękuję cioci. Podobno nasz czarodziej niezdrów? Wyprawiłam Clarka, żeby go odwiedził.
. — Najgorsza choroba nasza — starość. Czego toby się nie zrobiło, żeby się miało młode ręce, nogi i głowę? Stara się człowiek, stara, i zawsze mało.
— Czyż ciocia jeszcze mało robi, albo nasz Ragis poczciwy? Ciekawam, ktoby mógł więcej?
— Moje dzieciątko! to twoja dobroć tak mówi tylko,
- ↑ Lament — płacz, narzekanie.