Strona:Maria Rodziewiczówna-Dewajtis (1911).djvu/84

Ta strona została przepisana.

kontrakt na twoje i moje imię. Podzielimy się zarobkiem. Pojutrze czekam cię z powrotem.
Krótki ten, dobitny rozkaz brzmiał, jak chór anielski w uszach Grala, napełnił go przytem niesłychanem uszanowaniem. O śmierci dzierżawcy bogatego jeziora nikt nie słyszał, Marek miał dar jasnowidzenia chyba. Dobry interes nie umknął mu nigdy! Uprzedził każdego!
Gral nie śmiał o nic pytać, wcale się nie odezwał.
Od pewnego czasu dawny towarzysz wędrówek urósł na potentata[1], a on sam zmalał i znędzniał. Czuł się sługą, i to sobie jeszcze uważał za szczęście.
Milcząc, przyjął z rąk Marka paręset rubli, a Czertwan strzelbę poprawił, przed obrazem w kapliczce uchylił czapki i ruszył śpiesznie ku Skomontom.
Dla niego czas był drogim, nie umiał go marnować.
W godzinę potem od Wojnatów wyjechał wóz parokonny, a na nim Gral, ćmiąc fajkę, z miną sfinksa[2]. Nikt nie wiedział, dokąd jechał, chyba może żona, bo miała uśmiech na ustach i długo patrzała w małe lusterko.
Zapewne szukała w swych oczach tajemnicy Markowej pomocy i łaski; może myślała już, jak mu za nie zapłaci, gdy zażąda...

. . . . . . . . . . . . .

A Dewajtis szumiał. Wśród liści młodych szemrało tchnienie bogini czarodziejki, a wokoło dęby wnuki kłaniały mu się pokornie, a gdzieniegdzie srebrna brzoza zaglądała trwożnie ku polance, jak zaklęta służebna Aleksoty[3], szukając ognia i ofiary.
W noc głuchą zaszeleściły wrzosy i paprocie, czciciel wychodził do bóstwa.
Nieopodal stanął, odkrył głowę i, na strzelbie wsparty, długo pozostał, błądząc oczyma po konarach. Długie mrozy, śniegi i wichry przeszły bez znaku po członkach olbrzyma, nietknięty został, jeszcze potężniejszy.
— Nie boli cię ta zima, nie męczy, nie gubi? — wyszeptał człowiek z odcieniem zawiści w zachwycie.
Jakby uśmiech wzgardliwego lekceważenia zmarszczył wierzchołki gałęzi.

— Mnie nic nie boli, nie męczy, nie gubi, póki mi ziemi stanie i słońca! Zima, jak troska, długo trwa, a lato, jak szczęście, mija chwilą... Oto wieki stoję, i Bóg mi lata nigdy nie odebrał, przyjdzie słońce i ożywi każdego! Przyjdzie dzień, co rany zabliźni!...

  1. Potentat — bogacz.
  2. T. j. zagadkową.
  3. Aleksota — bogini miłości u pogańskich Litwinów.