Wpadł do mieszkania, i raz pierwszy cugowe konie, drzemiące nad żłobem, poznały, co służba.
Posłaniec jeden poleciał cwałem na pocztę do Gryni, drugi do Kowna, trzeci do Rossień, we dworze zapanował sądny dzień.
Marek wcale się nie kładł. »Orwid jest!« szumiało mu ciągle, starczyło za sen, spoczynek, jadło, skarby całego świata.
Jest, a zatem go Hanka widziała, mówiła z nim, znała, może już był w drodze, może lada dzień się zjawi. Emigrant zapewne, może syn Kazimierza, może on sam! Czegóż tak zwlekał, czemu dawniej nie pisał? Należy mu dom przygotować, przyjąć z całą okazałością!
Marek, całe życie mruk i flegmatyk, oszalał.
O północy wydobyto z pościeli stróżów pałacu, stuletnią niańkę pana Kazimierza i odwiecznego kredencerza. Starzy myśleli, że to koniec świata, gdy ich z głębokiego snu wezwano do administratora. Stawili się napół przytomni.
— Pan Orwid lada dzień będzie! — wrzasnął im nad uchem.
Szanowna ta para była głucha, stosownie do wieku, i odurzona niespodzianą napaścią.
Nie słyszeli i tylko dla rezonu, wyobrażając sobie, że to zapewne wieść jakaś smutna, bo dla radosnej nie budzą ludzi o tej godzinie, pokiwali unisono[1] głowami.
— Dom przygotować, opylić, wywietrzyć, srebra poczyścić, śpiżarnię zaopatrzyć! — huczał dalej jak z tuby.
Te same oznaki smutku i mimika oznaczała gotowość i posłuszeństwo. Stara miała ochotę popłakiwać, staremu nos poczerwieniał.
W tej chwili posłaniec z poczty wpadł zabłocony. Starzy wysunęli się z przed oblicza strasznego pana.
— Słyszał pan Filemon, co się to stało? — zagadnęła babina po drodze.
— A słyszałem! Przeciem nie głuchy, a pan choć mówił z cicha, ale wyraźnie. Lada dzień wojna będzie, powiedział!
— At! baje pan Filemon! Nie wojna, ale święty Jan się pokazał w dąbrowie. Cud się stał dla przykładu, dla wszelkich złości ludzkich. Pan krzyczał, że aż mnie fluksya zabolała, a panu Filemonowi to tylko wojna w głowie.
Dalsza rozmowa ucichła za drzwiami pałacu, które zatarasowali za sobą na wszelki wypadek, żeby Filemon lepiej słyszał, niż jego towarzyszka.
- ↑ Unisono — śpiew chóralny jednym głosem; tutaj unisono znaczy: zgodnie.