Strona:Maria Rodziewiczówna - Światła.djvu/133

Ta strona została przepisana.

A gdy to mówił, posłyszał okrzyki.
— Jasieniecki wraca. Odsiecz! odsiecz!
Jasieniecki wracał, ale sam. Zdaleka zrozumiał rzecz całą — dojrzał pochód. Zwolnił kroku i stępa do wodza się zbliżył.
— Wasza miłość! Pospolite ruszenie w niezgodzie. Chyba wasze słowo tam pomoże. Wróciłem z niczem! — rzekł ponuro.
— Tedy Bogu chwała, że między chwastami tej ziemi zasiał nasienie takich, jak ten bohater, po bez nich nie stałoby Rzeczypospolitej! — odparł hetman z zapałem.