Strona:Maria Rodziewiczówna - Światła.djvu/160

Ta strona została przepisana.

Zapłakała, zajęczała olszyna, i to zawodzenie rozdzierające popłynęło z wichrem, nisko nad ziem ią ku weselnym odgłosom

Już hreczkę pożęli, dziewczynę mi wzięli,
Hej, idzie zima, hej, zima...
Już hreczka skoszona, robota skończona,
A doli niema, hej, niema...

U starosty w izbie Ulisia siedziała za stołem, za korowajem, zdejmowano jej wieniec z głowy, zawijano namitkę. Na chwilę śpiewy się przerwały i jęk surmy doleciał.
Ulisia głowę podniosła nasłuchując, choc to przecie nic nie było rzadkiego to granie.
A wtem ktoś wszedł z podwórza i rzekł do pana młodego:
— Gadali, że twój bratanek na flisach przepadł, a on zdrów... pod krzyżem ot w surmę dmie.
Teodor splunął niechętnie.
— Taki ród podły, to go nic nie zgubi — mruknął ze złością.
Ulisia spuściła głowę i ręcznikiem weselnym zakryła oczy łez pełne. Romanowe granie dla niej było, jak to jej był wiosną obiecał...