Strona:Maria Rodziewiczówna - Światła.djvu/236

Ta strona została przepisana.

— Nie wiem — kędyś tam.
— A wy kto?
— Polacy.
— Żeście zostali? A toć tu ruski kraj.
— Jeszcze wam daleko iść do ruskiego kraju. Tu nie znajdziecie ani jednego Rosjanina. Wszyscy uszli.
— Dogonimy ich.
Było ich już z tuzin — pęki karabinów zdobiły podwórze. Zapalili fajki.
Nad dworem przeciągnął, warcząc, aeroplan. Dzień był pogodny, iście letni.
Tedy piechur spytał:
— A gdzie u was kuchnia? Pokażcie. Wir möchten Kaffee trinken.
Ruszyli za mną do domu.
W ten sposób odbyło się nasze przejście pod władzę i na usługi innej armji.

KONIEC.