— Białowłosa pewnie i dobra, i bardzo ukochana...
— Nadewszystko!
— Nie mówcie tego słowa. Młodzi starych tak nie kochają — tylko starzy młodych. A siostrę macie paniczu?
— Mam dwie!
— Panienki czyste i piękne, i szczęśliwe. Ich nikt się nie ośmieli zaczepić, ani sponiewierać. W pańskim stanie dobrze dziewczętom. I panicz szczęśliwy — matusię ma i siostry, a za jaki rok, dwa, żonę młodą pojmie i gniazdo sobie uściele. A w gnieździe szczebiotu będzie pełno, i śmiechu, i śpiewu.
— O, widać Makar, żeście rodziny nie mieli, że tak się to wam przyjemne zda! — odparł inżynier, odzyskując powoli równowagę.
— A nie miałem! Rodziców nie pamiętam, krewnych nie miałem. Podobno ojca mego pan tu przysłał z innych dóbr — za karę, czy w nagrodę — nie wiem! Jak zapamiętam, chata była pusta; dlategom w niej i usiedzieć nie mógł. Począłem się włóczyć... Jak te brzozy u gościńca mijały lata. Gdym z drogi wracał, w izbie ino
Strona:Maria Rodziewiczówna - Światła.djvu/28
Ta strona została przepisana.