Strona:Maria Rodziewiczówna - Światła.djvu/38

Ta strona została przepisana.

Na zarobki chodził też Seweryn, jeden z pięciu braci na dwóch zagonach pola. Poznała go dopiero wtedy Paraska. On zrazu się boczył, urażony odmową, potem zaczął ją wyśmiewać i dogadywać macochą. Ale dziewczyna przetrawiła już żal i zawód — odcięła mu się raz i drugi ostro, więc przestał drwić; zapanowała między nimi cicha nienawiść.
Od roboty ze dworu wracali jedną ścieżką, naprzełaj przez łąki i nie gadali do siebie. Po wieczerzy on na nocleg wyganiał braterską klacz, ona ojcowskie woły, i znowu się spotykali na wygonie, nad strugą, pod lasem — i znowu milczeli. Dziewczyna powoli wróciła do równowagi, zaczęła pieśni śpiewać. Tylko smutniejsze; on słuchał, leżąc w trawie i myśląc o żołnierce w dalekiej stronie.
Głos dziewczyny do boru szedł i odbity o sosny wracał, rozpływał się po wygonie w białe mgły ubranym.

Czyż ja w ługu nie kalina była?
Czyż ja w ługu nie czerwona była?...
Wzięli-że mnie, połamali,
W pęczki drobne powiązali,
Gorzka dola moja, czarna dola moja!...