Strona:Maria Rodziewiczówna - Światła.djvu/82

Ta strona została przepisana.

pokręciła markotnie głową i prędko wyszła, by wieść po wsi roznieść.
I gruchnęło od chaty do chaty:
— U Semenów w życie skręt jest! Przyjdzie na nich „licho!“
Semen do dnia nie czekał, w nocy poszedł sam się naocznie o swem nieszczęściu przekonać.
Za gruszą dziką, aż het ku lasom biegły pasem jego zagonki, a tuż przy miedzy ktoś garść zboża zgarnął i skręcił w węzeł. Tyle tylko, ale chłop patrzał na to ze zgrozą i przerażeniem.
Były to okropne czary. Kto to uczynił, znał największe zaklęcia, włożył w ten skręt moc niesłychaną złego! Tknąć — groziło chorobą; wyrwać — groziło śmiercią; zostawić — groziło zniszczeniem dobytku i mienia.
Chłop nie tknął, bał się nawet kląć sprawcę, ze zwieszoną głową wrócił do domu.
Nazajutrz cała wieś mówiła tylko o skręcie, każdy szedł go oglądać, szeptano różne racje, powody, zgadywano sprawcę. Semenicha płakała i łamała ręce, przypominając, czem kogo rozgniewać mogła.