Strona:Maria Rodziewiczówna - Światła.djvu/9

Ta strona została przepisana.
ŚWIATŁA.

Był sobie we wsi człowiek niebogaty, Makar Wacan. Całe jego bogactwo stanowiła chata bez gruntu, wóz drabiniasty, trzy konie i wielka miara sprytu w głowie. Wacan ziemi nie uprawiał, nad sochą kark mu się nie zgarbił, wiek zbył na tym wozie swoim — na gościńcu.
Był stary, więc pamiętał czasy dawne, gdy nie było kolei żelaznych, i znał drogi bardzo dalekie od Rygi do Odessy, od Smoleńska do Wrocławia. Posiadał nieograniczone zaufanie okolicznych dworów i kupców, przewoził towary, ludzi, grube pieniądze, wracał zawsze szczęśliwie, załatwiał polecenia pomyślnie, nie popełnił na grosz nieuczciwości.
Miał w sobie naturę nomada. Parodzienny odpoczynek w chacie już go nużył; już narządzał wóz, kuł konie, i gdy się nie trafiała dalsza droga, jechał choć do miasteczka na odpust, na jarmark, byle gdzie, byle być na wozie i na gościńcu. Człek był ciekawy, o bystrem oku, suchej lecz mocnej