spokojnie, z tym swoim poważnym smutkiem i rezygnacją:
— Drugie pięćdziesiąt rubli, com za klacz wziął, to już jej przy życiu nie zastały! Opędziła niemi siostra długi i pogrzeb, i jakby jej nie było. Zapalenie płuc było, a potem galopujące suchoty! Wątła była i pracą wyczerpana. Walka znowu do zakładu poszła, bo odpocząć nie było za co i ja już nic jej posłać nie mogę! Pisze, że u nich już wiosna, i przysłała mi z Powązek fiołków kilka.
Dobył list z kieszeni i podał jej na dłoni kwiatki zeschłe, pomimo to jeszcze trochę wonne. Oboje uśmiechnęli się smutno.
— Nie zobaczę już świeżych! — szepnął. — Muszę zostać tutaj. A cóż? Na życie strzelbą zarobię, zresztą za parobka się zgodzę. Teraz mi mało potrzeba! Siostra sobie wystarczy, zdrowa.
Zwiesił głowę i dodał ponuro:
— Ot, i zostałem...
Zmiął suche kwiatki w dłoni i na ziemię cisnął.
— Niech nie przypominają! — zamruczał.
Strona:Maria Rodziewiczówna - Anima vilis.djvu/125
Ta strona została przepisana.