Strona:Maria Rodziewiczówna - Anima vilis.djvu/140

Ta strona została przepisana.

Syberja produkowała, trzeba było niekiedy brać należność w naturze, skórkę, sól, grudkę złota, a czasem i pokredytować, zapisać nabywcę, by go odnaleźć za powrotem, jesienią.
Poznawszy wartość towarzyszów, chłopak każdemu urząd wyznaczył. Czyż, stary wyga, który przez czas swojego pobytu dwudziestoletniego i sól warzył, i złoto kopał, i skórami handlował, i do Kirgizów jeździł, pomagał mu w targu. Rudnicki miał pod swym nadzorem konie i prowjant i całość wozów. Stasiak obozowisko rozbijał i składał. Andukajtys był drużyny szafarzem i kuchmistrzem. Chłopi stanowili obronę od napaści włóczęgów i Tatarów. Po paru tygodniach już ład się ustalił, każdy swego pilnował, a łagodność i pracowitość Antoniego imponowały najzuchwalszym. Rzadko rozkazywał, bo prośby słuchali i zgoda panowała święta w tem zbieranem gronie. Coraz głębiej zanurzali się w step. Dążyli na wschód i południe, oparli się o strażnice kozackie, które strzegą tej ziemi przed naporem kirgiskich trzód; dotarli futorów, gdzie ludzie żyją jak na wyspach bezludnych; byli we wsiach, których mieszkańcy raz w rok odwiedzają miasta z towarem na jarmark. Obozowali zwykle tam, gdzie ich noc zastała. Wtedy stawiano wozy w gromadzie, pętano konie na paszę i szukano wody. Jeśli nie było nigdzie wpobliżu jeziorka, wtedy używano tej, którą z sobą mieli w baryłce, na wozie Andukajtysa. Warzono posiłek na ogniu z bodziaków i tawołoszki, na-