Strona:Maria Rodziewiczówna - Anima vilis.djvu/176

Ta strona została przepisana.

— Możesz ją pan sobie wziąć za trzy miesiące. Tymczasem ja się nią nacieszę!
Antoni ramię podniósł, pięść zwinął i uderzył Szumskiego w twarz. Ten się zachwiał i spadł z krzesła, wnet jednak się porwał, chwycił ze stołu ciężki lichtarz i cisnął na przeciwnika. Antoni się uchylił i uniknął ciosu. Tedy Szumski mu skoczył do piersi i rozpoczęła się karczemna bójka.
Kilku bliższych graczy podniosło głowy i wnet wróciło do swego zajęcia. Dalsi nie zwracali na hałas najmniejszej uwagi. Tyle razy burdy się tu działy o oszustwa, o fałszywe banknoty i znaczone karty!
Szyszko krwawemi oczami patrzał chwilę na walczących, gwiżdżąc przez zęby. Potem wziął kredę, w rachunkach pozmieniał kreski i ze stosu pieniędzy Szumskiego garść wsunął do kieszeni. Wreszcie wstał ciężko i poszedł do stołu z wódką, zataczając się i potykając.
W tej chwili Szumski z głuchym jękiem upadł na ziemię, a Mrozowicki obejrzał się wkoło, splunął i wyszedł.
W tej jednej chwili odzyskał trzeźwość i spokój i już nie kochał dziewczyny. Ohydne to otoczenie wstrętem go przejęło. Wstyd mu było, że kiedykolwiek poważnie o niej pomyślał. Wsiadł na swe sanki i spiesznie odjechał. Teraz dopiero wspomniał swe woły, obowiązek, niezadowolenie doktora i popędził, co koń wyskoczy, szukać tabunu. Dognał go i pierwszy raz od lata czuł się swobodniejszym i ochotniejszym do pracy. Zdał bydło