— Czy pamięta pani, jakem ostatni raz w kramiku ołów kupował? Wtedy mi się zdawało, żem do siebie wrócił. Zapachniały mi jakby brzozowe pęki i bzy, zaśpiewały mi słowiki.
— Zatęsknił pan do wiosny. Teraz, jeżeli pan u Szyszkina obejmie posadę, prędko wrócić można. Jeden rok pomyślny i wolny pan będzie.
— Jużem nie wolny. Będę się ojcu pani wypłacał i wysługiwał. Może mnie pani polubi kiedy. Przecie każdy człowiek coś swego ma na świecie. Może i ja zapracuję.
Dziewczyna uśmiechnęła się w milczeniu. Złotą kopułę cerkwi lebjażskiej już widać było. Marcinowa otworzyła jedno oko i spostrzegła, że Antoni już zupełnie był odwrócony plecami do koni.
— Mój Boże! — rzekła. — Że też nas nic złego nie spotkało z takim woźnicą. A dyć to, widzę, prawda co ludzie mówią, że nad dziećmi, pijakami i zakochanemi jest osobna Opatrzność.
— Jest, matko! — potwierdził Antoni spokojnie.
U doktora dnia tego obchód był wielki jego powrotu.
Cała wieś się zeszła, swoi i miejscowi. Jadalnia napełniła się parą, dymem i wrzawą. Wypito morze herbaty, pochłonięto stosy zakąsek. Nikt nie wątpił o niewinności Antoniego, tylko Andukajtys głową trząsł i ramionami ruszał.
— Niesłuszna rzecz wroga żywić! — zamruczał.
Wieczorem zjawił się sam Szyszkin. Miljoner zasiadł przy stole i wdał się z chłopami w poufa-
Strona:Maria Rodziewiczówna - Anima vilis.djvu/210
Ta strona została przepisana.