Strona:Maria Rodziewiczówna - Anima vilis.djvu/22

Ta strona została przepisana.

Mrozowicki zrozumiał, że była w domu tym gospodynią, a doktór, korzystając, że babina znikła za drzwiami, rzekł:
— Nie w Ostrej Bramie jej brat, ale na Rossie. Ale poco mówić. Dość ma strat wiadomych! Wdowa i sierota. Od dziesięciu lat z nami żyje. Pochowała tu męża i dwoje dzieci.
Weszli do jadalni. Ukazała się panna Marja i zasiedli we dwoje do posiłku. Mrozowicki mało co jadł. Czuł, że pada ze zmęczenia. Utowiczowa zarzucała go pytaniami, a tymczasem panna Marja zdawała ojcu sprawę z podróży.
— W Krynce odebrałam siedemdziesiąt rubli, a w Petrówce pięćdziesiąt trzy. Po wódkę do Kurhanu trzeba jutro posyłać. Pojadę sama, bo i do kramiku wiele mi brakuje.
— Możeby lepiej Grynię posłać z listem do Szumskiego. Ten załatwi.
— Zawsze jak najgorzej. Wolę sama to zrobić.
— Jak chcesz. A przygotowaliście gościowi kwaterę?
— Tutaj chyba nie zamieszka?
— Dlaczego? Jest przecie pusty pokój!
Dziewczyna nic nie odrzekła. Wstała i wnet posłyszał Mrozowicki, jak Siergiejowi wydawała rozporządzenia. Po chwili kobiety się usunęły. Doktór wskazał przybyłemu drzwi przeciwległe i rzekł głucho:
— Ten pokój teraz pusty. Wygodnie panu będzie. Proszę darować, że nie przeprowadzam, ale ja tam od dwóch tygodni nie byłem.