Nad śpiącym stanął Siergiej w kuchennym stroju, a za nim wszedł kot biały i też ciekawie zaglądał na łóżko. Mrozowicki się zbudził i zerwał, przerażony jasnym dniem. Zaspał widocznie.
— Która godzina? — spytał.
— Godzina to głupstwo. Śpisz już dwie doby — odparł kucharz ze śmiechem.
— Być nie może! — zawołał młody człowiek, prędko się ubierając.
— Czemu nie może? Ja umiem i trzy doby spać kiedym chory. Nieprawda, Katałaj? — zwrócił się do kota. — Przysłała mnie tu stara nasza, powiada, że pan może chory. Uch, co ma młody chorować.
— Państwo w domu?
— Gospodarz poszedł do chorych, młoda pojechała do miasta po towary, stara w sklepiku siedzi. U nas zawsze tak. Ksiądz w kuchni siedzi, bo mu wszędzie zimno. Jak młody żył, to on jeździł, a teraz jego niema. Nu, Katałaj, chodźmy do kotletów.
Skierował się do odwrotu, kot za nim.
— Nie widział ty, jaki on rozumny.
— Kto?
— Mój Katałaj. Onby ich tutaj, tych Sybiraków, chrzcić mógł.