Strona:Maria Rodziewiczówna - Anima vilis.djvu/42

Ta strona została przepisana.

Po herbacie tedy zasiedli w gabinecie. Doktór pasjans kładł machinalnie, kobiety szyły, Mrozowicki ognia na kominie pilnował i opowiadał:
— Do dziewiątego roku życia byłem bardzo bogaty. Ojciec mój miał duże dobra na Podlasiu, Promieniew; było nas dwoje u niego, ja i siostra o parę lat młodsza. Matki nie pamiętam.
W dziewiątym roku straciliśmy wszystko — ojca, majątek, a nawet dobre imię. Wtedy tego nie wiedziałem; dużo później objaśniono mnie, że ojciec miał długi i że wielu ludzi zostało pokrzywdzonych. Promieniew nabył pan Burski, który go już oddawna w dzierżawie trzymał, przyjaciel ojca. Zostaliśmy tedy z siostrą u niego na wychowaniu. Człowiek to był twardy, sknera i mizantrop, ale nas nie pokrzywdził, bo dał, co biednemu potrzebne: naukę i hart na całe życie. Złe było jadło, gruba odzież, chłód i niedostatek w domu. Zwykliśmy do wszystkiego, a z nami razem znosiła ten system rodzona jego córka, jedyna dziedziczka wielkiej fortuny, bo Burski bogaty był, bardzo bogaty.
Dwa lata żyłem tak, zanim mnie do szkół oddano, a i tam trzeba było sobie wszystkiego odmawiać, bo oprócz wpisowego i kwatery nie dostawałem nic. Kiedym wyrósł z odzieży, nie śmiałem prosić o nową, więc od trzeciej klasy zacząłem dawać korepetycje i przepisywać nocami i tak sobie dawałem radę.
Na wakacje jeździłem zawsze w swoje strony. Bawiłem u Burskich, a czasem u dalekiego krew-