Strona:Maria Rodziewiczówna - Anima vilis.djvu/75

Ta strona została przepisana.

— No, sądzę, że i nagrodą pan nie pogardził. Stary, jak pijany, bywa szczodry!
— Przy mnie był trzeźwy.
— Więc nieszczodry, co? W Europie lepiej cenią kunszt pański.
Mrozowicki głową pokręcił i usta zaciął. Mógłby dużo jeszcze nowin i szczegółów swej podróży opowiedzieć, ale nie chciał.
Doktór, nachmurzony, brodę targał; Szumski widocznie szukał kłótni. Wstał więc cierpliwy chłopak i wyszedł do swej stancji. Tam dopiero rozpiął kożuch i dobył na światło kilka banknotów. Przeliczył je kilkakroć. Było dwadzieścia pięć rubli. Fundusz w porównaniu do tego, z czem tu przyszedł. Rzuciły mu się do głowy różne projekty. Śmiertelnie znużony, zasnąć nie mógł. Pierwsza myśl była, z tą marną sumą wracać do kraju, do siostry, do narzeczonej. Ale go i wstyd, i strach powstrzymał. Potem pomyślał o kupieniu odzieży, ale mu żal się zrobiło tych pieniędzy, tak niespodzianie zdobytych. Odzież się znosi i co dalej. Potem półsennie rozbujała się fantazja i począł roić świetne handle, kupna, sprzedaże, tysiączne zarobki, a gdy zupełnie usnął, ujrzał swój Promieniew, lipami otulony, odzyskany, własny znowu, wstający z ruiny i ciemiężenia.
Nazajutrz obudził się i skarb swój ukrywszy starannie, wyszedł z domu.
Machinalnie wstąpił do sklepiku i kupił trochę bielizny. Chciało mu się tytoniu, ale grosza poża-