Strona:Maria Rodziewiczówna - Błękitni.djvu/128

Ta strona została przepisana.

będąc, owemu Rafałowi Sumorokowi policzek wymierzył i precz go za zuchwalstwo w mowie wygnał. Rafał tejże nocy ze wstydu i hańby na Zaporoże zbiegł, a brat jego, z ran się wylizawszy, na kniazia do trybunału skargę założył.
«Sprawa, przerywana wojnami i ciężkiemi dla kraju momenty, ciągnęła się lat dziesięć i wypadła na korzyść Holszańskieh książąt. Sumorok ze wstydu i lęku, wnet po wyroku, obwiesił się na miejscu zwanem Karawika, gdzie go też bez chrześcijańskiego pogrzebu, w dół koło młyna rzucono.
«Wtedy ów wisielec stanął, jak straszydło, między zamkiem a dworcem.
«Z pozostałych trzech Sumoroków jeden mnichem był, drugi kalwinem został, ostatni partją sobie zebrawszy, jak wrzód kniaziowi szkodził. Długie lata postarzały kniaź Konstanty owo kąsanie znosił; wreszcie rozkazał Sumorokom z dworca i ziemi swej ustąpić.
«Sprawa znowu o trybunał się oparła i po długich korowodach wyrok za sobą otrzymali Sumorokowie. Otrzymali, bo złożyli dwa dokumenta kniazia Lwa Konstantynowicza: jeden żeby owa ziemia karmiła syna Sumoroka, aż w męża urośnie; drugi, aby niewiasty Sumoroków w dworcu spokojny żywot wiodły i by im nikt przeciwieństwa nie czynił. Nie było w dokumentach wyrażone jakiego Sumoroka syn, ani które niewiasty — tylko Sumorok.
«Gdy wyrok ten przeczytano kniaziowi Konstantemu, ów się z łoża zerwał, za miecz chwycił, i ryknął: «Jelita mi tu Sumoroków dajcie!» — a wnet paraliżem tknięty, padł i skonał.