jówce tej — jak ją matka nazywa — przysiągłem miłość i wierność. Poślubioną mi była w honorze i sumieniu. Poświęciłem matce osobiste szczęście; nie mogłem poświęcić honoru. Pokojówka ta była moją wybraną; nie posiądę jej nigdy — alem, jak wtedy matce rzekł i do niej napisał, — nie posiądę nikogo. Matka tak chciała. Spełniam ściśle warunki, wówczas mi naznaczone.
Teraz panna Lawinja, nie zdolna się dłużej w zachwycie pohamować, przyskoczyła do niego i ścisnęła za ramię z całej mocy.
Nie zauważył tego, zanadto sobą samym zajęty.
— Ładne historje! Ładne historje! — szeptał książę Proński. — Ta pokojówka musiała być ósmym cudem świata. Że też ja jej w Holszy nie najrzałem. Mam przecie oko!
Księżna matka dumnie rzuciła głową.
— Jak śmiesz brudy swoich miłostek mieszać do tak poważnej rozmowy, w towarzystwie dam i wobec moich siwych włosów! Zapominasz, gdzie jesteś.
— Przepraszam. Matka zapomina kim ja jestem.
— Moim synem.
— Bynajmniej. Wtedy, gdym uległ matce, przestałem być synem. Byłem długie lata obcym; teraz jestem pokornym sługą. Proszę rozporządzać moim funduszem, zdolnościami, czasem i siłami — ale nigdy osobą. Żałuję, że wyjaśnienie to stało się koniecznem, ale... nie ja je wywołałem.
— A zatem precz, precz! Nie mam syna! Precz mi z oczu, z serca, z myśli! Precz, żebym cię więcej
Strona:Maria Rodziewiczówna - Błękitni.djvu/222
Ta strona została przepisana.