dla widzenia się z siostrą. Podobno żeni się z panną Rosenberg w Wiedniu. Pewnie przyjechał po pieniądze na ekwipowanie się. Ale Idalja nie da, za wiele ją Barbini kosztuje!
Leona oblewał zimny pot. Do krwi gryzł usta, żeby nie zemdleć.
Panna Lawinja poczęła szperać po gabinecie. Rozrzuciła wszystko na biurku, obejrzała książki, fotografie, ciekawemi oczyma wierciła koperty listów, pootwierała szufladki.
To gospodarowanie w męskiem mieszkaniu sprawiało jej niesłychaną przyjemność.
Była, jak aktor wycofany ze sceny, dla którego każdy teatr jest źródłem tysiącznych wspomnień.
— Dokąd ciotka wyjeżdża teraz? — spytał Leon zmuszając się do uprzejmości.
— Czy ja wiem! To zależy od spotkanego w drodze towarzystwa. Jeśli to będą ludzie zabawni, pojadę razem. Mój drogi, jaki ten świat mały! Doprawdy, już nie mam gdzie się udać! Wszystko znam!
Podano herbatę. Leon jej nie tknął.
— Odwiedzę ciebie w Holszy — upewniała panna Lawinja: — musisz mi przecie swój ideał pokazać. Opowiedz, jak ona wygląda? Mała pewnie i brunetka.
— Może być! — potwierdził bezmyślnie Leon.
Szczęściem panna Lawinja już inną myślą była zajęta.
— Dlaczegóż to rozeszliście się z Idalją? Flirtowaliście na zabój!
— Zdawało się ciotce.
— Doprawdy! A pamiętasz, jakeś ty jej po spa-
Strona:Maria Rodziewiczówna - Błękitni.djvu/232
Ta strona została przepisana.