Strona:Maria Rodziewiczówna - Błękitni.djvu/32

Ta strona została skorygowana.

wsuwa rękę pod ramię. Obejrzał się i spotkał utkwione w siebie oczy siostry z wyrazem nieśmiałego błagania.
Zdziwiony pochylił się do niej i spytał:
— Czem ci mogę służyć, Izo?
— Daruj, że cię utrudzam. Wracam właśnie od matki. Chcę cię prosić o coś.
— I owszem, Izo, ale nie w tej chwili przecie! Mamy gości, nie rozporządzamy swym czasem — upominał z cicha.
Księżniczka opamiętała się widocznie. Cofnęła się nieco i dziwnie roztargniona odpowiadała na zapytania Maszkowskiego.
Panna Lawinja, nie schodząc ze swej trybuny perorowała dalej:
— Panowie i panie, termin namysłu upłynął. Książę Proński jest proszony o głos.
Wuj zatarł ręce i, składając półokrągły ukłon całemu towarzystwu, wygłosił:
— «Miłość jest to wieczna młodość i piękno!»
— Komunał! — mruknęła księżniczka Lawinja.
— Proszę o głos! — zawołała księżna Idalja. — «Miłość to największa pamięć i największe zapomnienie!» — wymówiły karminowe usta, gdy wzrok szukał uparcie oczu Leona.
Czy to wskutek magnetycznego wpływu, czy wypowiedzianego aforyzmu, książę spojrzał na bratową.
— Księżna będzie miała mój głos przy sądzie — rzekł z uśmiechem przymuszonym.
— Hrabia Edwin Zymbram Maszkowski, herbu Słońce — wolała, zupełnie swą rolą przejęta panna Lawinja.