Strona:Maria Rodziewiczówna - Błękitni.djvu/62

Ta strona została skorygowana.

Bardzo późno widzieć ich jeszcze można było w cienistych szpalerach parku, przechadzających się powoli, rozmawiających zcicha. Księżna się śmiała srebrzyście; on się do niej pochylał w dyskretnym szepcie. Tylko ta jego maska zimna, nagłemi kurczami bólu niekiedy krzywiona, pozostała bez zmiany, gdy usta mówiły komplementy.