Strona:Maria Rodziewiczówna - Błękitni.djvu/72

Ta strona została przepisana.

— I cóż?
— Pan Grzymała kazał miłościwego kniazia przeprosić i powiedzieć, że skoro będzie mógł, to się stawi.
— Ruszajże zaraz znowu do Zabuża i powtórz panu Grzymale, że go przepraszam i skoro czas znajdę, osobiście to uczynię. A drugi raz nie narażaj mię na podobne przykrości!
Siła skonfudowany konia zawrócił, zgarbił się, i pognał z kopyta. Za chwilę już go widać nie było.
Książę odstąpił od okna, wypalił jeden po drugim kilka papierosów, przeszedł do swoich apartamentów, gdzie się kazał Bernardowi wyperfumować i wystroić na obiad do dam.
Kiedy wspomniał Butnera, zdawało mu się, że dokonał dzieła, równającego się pracy pokoleń.