Strona:Maria Rodziewiczówna - Barcikowscy.djvu/127

Ta strona została przepisana.

kiem zamknął usta i w objęciach uniósł jak zdobycz — do mrocznego salonu. W gabinecie zostało biuro otwarte.
Nazajutrz Noskow i Korff znowu się zgłosili do Barcikowskiego i zostali przyjęci.
Urzędnik był już spakowany, na stole leżała teka wypchana. Zwrócił się do Noskowa.
— Zawód was spotkał — rzekł sucho. — Oczerniliście niewinną kobietę. W biurze Korffa nie było nic podejrzanego, a umarł śmiercią naturalną. Należy być ostrożniejszym, nie wprowadzać w błąd sprawiedliwości! Zabrałem wszystkie papiery — są treści rodzinnej lub urzędowej. Jest też testament, zapisujący cały fundusz panu, panie baronie!
Korff się skłonił i szyderczo uśmiechnął.
— Spodziewałem się tego! — rzekł. — Biedny Oskar!