Strona:Maria Rodziewiczówna - Barcikowscy.djvu/14

Ta strona została przepisana.

poleona, Neya, Mickiewicza, księcia Józefa, hasła i typy ofiar ciężkich, krwawych a niewdzięcznych.
Żeby tych obrazów nie było na ścianach, reszta sprzętów i przedmiotów domowych nie byłaby tak uboga, zdarta, łatana, nie pokazywałaby tak dosadnie zawiedzionych nadziei i ciężkiej wypłaty za efemeryczną świetność.
Meble stały sztywno przy ścianach, zegar z kurantem na komodzie, naprzeciw szpinet odwieczny — na stole przed kanapą, pokrytym wytartą makatą, porcelanowe figurki i stare książki, w oknach wazonki z kwiatami, na kominie dwa piękne świeczniki bronzowe a pośrodku popiersie Lelewela.
Gość wyjrzał przez okno na stary ogród. Lipy stuletnie ocieniały dom, zakrywały widok.
Powrócił tedy do stołu przed kanapą i otworzył jedną z książek: były to „Śpiewy historyczne”.
Po twarzy obcego przemknął uśmiech, jakim się wita dawno niewidzianego przyjaciela dzieciństwa. Usiadł, i począł czytać.
Ale w tej chwili rozległy się kroki w dalszych pokojach, szept, szelest kluczów, otwieranie i zamykanie sprzętów i drzwi się otworzyły.
Weszła pani Anna, z twarzą zimną i urzędową, przygotowana na najgorsze, jak zwykle, gdy czynownik przyjeżdżał. Będą „bumagi,” „sprawki,” „prikazy.” Zapewne nowe ciężary, podatki lub sądowe przykrości.
Przed miesiącem kazała cichaczem odnowić krzyż przydrożny — zapewne o to będzie sprawa i sąd. Tak była tego pewna, że nawet