Strona:Maria Rodziewiczówna - Barcikowscy.djvu/165

Ta strona została przepisana.

rząd — najpotężniejszy w Europie. Czyście poszaleli? A toć na zgubę idziesz. Opamiętaj się.
— Ej, proszę pana! — rzekł Bronisław, w którym grała krew łyków miasteczkowych i zerwała wszelkie tamy, nałożone przez długoletnie służalstwo. — Ej, proszę pana, raz kozie śmierć, a jeśli tam tak postanowili, i mnie wzywają do kompanii, to snać mnie nie mają za zaprzańca i tchórza. A jako mnie w tym kościele chrzcili, tak i niech mnie w nim ubiją. Jużby mnie matka nie odrywała na złą sprawę. Kiedy jej taka wola, ostatniego dać, to snać warto. Człowiek sam siebie tak nie kocha, jak matka dziecko, i na zgubę marną go nie da. Matka wie od Boga, gdzie dziecku korzyść, a gdzie strata.
Wacław usiadł w fotelu, i umilkł. Zdało mu się, że i ten sługa policzkuje go i urąga, i z pogardą patrzy na niego. Ciężko odetchnął i ozwał się po chwili głosem nieswoim:
— Mój kochany, i ty i twoja matka, i ci wszyscy kamraci, co przeciw prawej władzy się buntują, jesteście ciemni i szaleńcy, i swojej własnej sprawie najgorzej służycie. Jeśli wam kościół zamknięto, zapewne to słuszna kara. Żaden rząd nie zniesie, by go lekceważono.
Jesteście rosyjskimi poddanymi, musicie pokornie spełniać rozkazy i szanować władzę. Kościół ten lub drugi, czy to nie jedno? Możecie się pomodlić w innym, jeśli wam o modlitwę chodzi. Bóg jest jeden wszędzie. Oporem, buntem nic nie wskóracie, a zmarniejecie wszyscy. Jak się lepiej zastanowisz, mam nadzieję, że się opamiętasz i zamiast tam jechać, napiszesz do nich, i przemówisz do rozsądku. Tymczasem, poślij matce te pieniądze,