da, że więcej nie uważasz na to, co wkoło ciebie się dzieje. Tem kupnem zniszczyłeś wszystkie twe zasługi. Mówią głośno, że natura wilka ciągnie do lasu — już ci teraz nikt nie ufa, gdyś tam wrócił między polaków. Karyera przepadła, głupcze.
Popatrzał na nią długą chwilę — i wybuchnął gorzkim, szyderczym śmiechem.
— Ja wróciłem między polaków! Cha, cha! To doskonałe.
— Czyś się upił? Czego się śmiejesz?
Pohamował się, milcząc, przeszedł się po pokoju i mówił już zimno.
— Ja się żadnych intryg nie boję. Żaden szpieg nie znajdzie w mem życiu plamy, w mojej służbie odstępstwa. Niech kto wątpi, pojedzie tam, do tego majątku, niech ze świecą szuka polskości i polaka. Ci, co to mówią — nie znają tego narodu.
— Jakto?
— Bo żaden trędowaty nie byłby tak wyklęty z pośród zdrowych, jak ja z pośród nich. Na pustyni prędzejbym znalazł towarzystwo — niż tam — w tym moim niby kraju.
— Więc po cóż tam lazłeś! Żyć tam nie będziesz, intraty też nie zobaczysz.
— Pojedziemy tam na lato.
— Tylko nie ja.
— Saszeńka, zrób to dla mnie.
— Ani myślę. Wiesz przecie, że z Morduchowymi jedziemy do Kisłowodzka.
— Wolisz Morduchowych, niż mnie!
— Co za głupi frazes. Naturalnie, że wolę swoje towarzystwo, niż nudy w obcym, dzikim kącie, gdzie tam, mówisz, że cię mają za trędowatego. No, i muszę zwalczać intrygi, które
Strona:Maria Rodziewiczówna - Barcikowscy.djvu/244
Ta strona została przepisana.