Strona:Maria Rodziewiczówna - Barcikowscy.djvu/321

Ta strona została przepisana.

— Patrzaj! Dur, czy co? Młyn, młyn!
Ale woźnica zabobonną trwogą i zgrozą przejęty, nie spojrzał.
Wskoczył na kozioł, konie zaciął, chłop ledwie za sanki się uchwycił i pognali bez pamięci.
Około młyna zostało trochę krwi na śniegu i porzucony rewolwer. Na to powoli, bez szelestu, śmierć otrząsała swe śnieżne kwiaty.
Los był spełniony...

KONIEC.