— Spytaj się, co generał z Kozar ma, co je darmo dostał. A my ile kontrybucyj, sztrafów, pen i licho wie, jak to się nazywało, popłacili. Cud, że wytrzymali. Ile tu dworów było, a ile zostało, ot, nasze Grele, Ostrowy pana Białozora i Suhaki pani Ostaszewskiej. A reszta ruskie, w żydowskich rękach. Ot, w Horycach już piąty właściciel. Ten kraj, to jak grabieżne dobro, kto się dorwie, to urwie, co może, i drugiemu rzuca. Strach, co to będzie za lat kilkanaście.
— Za lat kilkanaście, przybędzie nas!
— Ale, wczoraj przyszedłeś i dawne pamiętasz. Poczekaj, pochodzisz, popatrzysz, pogadasz, to zmilkniesz jak my!
— Ojcze! Kiedy ze wszystkiem przyjdziecie? — spytał Marcin niespokojnie.
— Za parę lat.
— Za trzy lata do wojska mnie wezmą.
— Prawda! Ty Krośniański, ja Kafar! Prawda! — westchnął Wiktor.
— A gdzie myślicie osiąść? Jak?
— Myślałem w miasteczku! Tybyś mechaniką się trudnił, ja kowalstwem. Razem byśmy byli. Pani mi dziś obiecała we dworku mieszkanie i ogród, kuźnię by się postawiło przy rynku.
— We dworku teraz doktór mieszka, stary, z Syberji wrócił. Mało co praktyki ma, bo, żydy swego felczera mają, dworków mało, a chłopi po staremu znachorów tylko słuchają....
— Ojcze, a jaką mi matka przysłała pamiątkę? — zagadnął znów Marcin.
Uśmiechnął się Wiktor. Rozpiął kożuszek, rozciął nożykiem podszewkę kamizelki, wydobył zwitek. Była książeczka pieśni, obrazków kilka i srebrny Orzeł z Pogonią na medaliku jednym, a Częstochowska z Ostrobramską na drugim, obydwa na łańcuszku.
— Pieśni ci kazała umieć na pamięć, na obrazki często patrzeć, a medaliki na szyi nosić! Naści!
Strona:Maria Rodziewiczówna - Byli i będą.djvu/120
Ta strona została przepisana.