Strona:Maria Rodziewiczówna - Byli i będą.djvu/135

Ta strona została przepisana.

chéri — rozległ się w dalszym apartamentach głos pani Oktawji.
Gdy chłopak znalazł się z nią w karecie, jadąc do hrabiostwa Kociów, gdzie się komplet taneczny zbierał, paliła go chęć spytać, czy ojciec był naczelnikiem partji, ale nie śmiał. Na każdą wzmiankę o tym ojcu matka dostawała ataku, a teraz była tak wesoła i ożywiona, tak szczebiotała swobodnie. Nie śmiał pytać matki, a więcej nie miał nikogo.
O ojcu wiedział tylko, że stracił fundusz, opuścił matkę i jego malutkiego lekkomyślnie i całą rodzinę skompromitował. Był ten nieżyjący i jemu nieznaną istotą, o której w domu nikt nie mówił, o którym niemiłe było wspomnienie. Ile razy matka czyniła mu wymówki, zawsze tylko była wzmianka: ton malheureux père qui a gaspillé son bien et brisé ma vie!
Stefan wreszcie był przekonany, że za winy ojca on winien biednej matce zadosyćuczynienie i pociechę. Wiedział też, że ojciec fundusz stracił, że matkę dziad ocalił, że są na jego łasce i utrzymaniu, a z rozmów i zachowania kuzynków-magnatów zrozumiał, że on, jako Hrehorowicz, do “towarzystwa” nie może być nigdy zaliczony, że go tylko tolerują, jako intruza, dla matki.
“Un Hrehorowicz quelconque” był w salonach — “hrabicz”, “atlasik” nazywali go koledzy. Tamci go lekceważyli, ci pogardzali — wszędzie był samotny.
Po tej rozmowie Litwina-studenta zaczęła go palić straszna ciekawość o ojca. Wiedział, ktoby go objaśnił — rządca Jurjewicz. Matka mu kiedyś powiedziała: ces gens là sont des parents de ton malheureux père, des gueux que ton grand-père a tirés de la misère par pitié. Nie powinieneś mieć z nimi żadnych stosunków — żadnych. Obiecaj mi to. Jeśli mnie kochasz, obiecaj.
I Stefan solennie obiecał i dotrzymywał. Znał Kostusia, szli razem, klasa po klasie, zawsze najpierwsi, ale nie mówili z sobą nigdy, nie widywali się poza szkołą nie mogli się nigdy spotkać. Znał też z widzenia Ma-