Strona:Maria Rodziewiczówna - Byli i będą.djvu/158

Ta strona została przepisana.

i była rzetelnie ubawiona. Udzieliło się to i pani Oktawji; nie brała wypadku arcytragicznie.
W cyrkule ich kareta, stroje, liberja służby zrobiły efekt. Natychmiast przyprowadzono Stefana. Wyglądał niezbyt elegancko po nocy spędzonej w areszcie, ale wcale nie zawstydzony, ani zażenowany.
— Etienne, tu n’a pas de coeur! — wybuchnęła matka, porywając go w objęcia. — Od rana umieram ze strachu o ciebie. Jak mogłeś wpaść tutaj! Co za nieoględność. Remercie donc cette chère cousine Lili, qui a voulu m’aider à te ravoir, et partons! Quel air tu as!
— Mamo, czy tamci też wolni? — spytał.
— A cóż mnie tamci obchodzą.
— Bo ja sam, bez nich, nie pójdę. Kolegów tu nie zostawię. Razem nas wzięto, razem niech wypuszczą.
— Tu es fou! Nie myślisz przecie, że będę prosić i używać moich stosunków dla gromady awanturników, qui te débauchent!
— Jak mama chce. Zostanę tedy z nimi. Dla mnie to nie awanturnicy i żadnego przestępstwa nie mamy na sumieniu. Nie jesteśmy też już sztubakami i dziećmi. To trudno, mamo, nie mogę inaczej postąpić. Nie wyjdę stąd sam!
Pani Oktawja chciała już dostać ataku, ale powstrzymał ją wybuch śmiechu hrabiny Lili.
— Il est superbe! Ma chère, jedźmy znowu do generała, jeśli chcemy go odzyskać. Co do mnie, j’y tiens! Au revoir, cousin!
Minęło znowu parę godzin, zanim odnalazły ekscelencję. Hrabina Lili mogła wszystko, co chciała, wróciły z rozkazem uwolnienia wszystkich dziewięciu.
Tym razem pani Oktawja była zupełnie oburzona na syna i zostawiwszy kuzynkę w cyrkule, odjechała do domu.
Nadszedł wieczór i minął. — Stefana nie było. Czekała go do północy, wreszcie zmęczona tylu wrażeniami, spłakana, rozspazmowana, zasnęła.