Strona:Maria Rodziewiczówna - Byli i będą.djvu/160

Ta strona została przepisana.

Oktawja namówiła ją, by zajęli jedną willę i urządzili się en famille. Zresztą nie było tam nikogo z kraju i żadnych rozrywek.
— Ona tu, ta kochana Lili, i tygodnia nie wytrzyma — myślała litościwie pani Oktawja i bezustannie namawiała Stefana, by kuzynce towarzyszył, sama niewielka amatorka spacerów i wycieczek.
— Amusez-vous, mes enfants! — powtarzała.
“Dzieci” bawiły się też, po całych dniach i wieczorach. Stefan stał się rozmowny i uprzejmy, dowcipny i elegancki. Cieszyło to matkę.
Po paru tygodniach pobytu, przybyło im sąsiedztwo. Sąsiednią willę zajęli jacyś państwo. On był człek już niemłody, siwy, krzepki, ona wątła i młodziutka — małżeństwo. Spotykali się na wybrzeżu na spacerach, nie zapoznając się bliżej. Wiedziano, że są “z kraju” i właśnie dlatego pani Oktawja unikała stosunków.
Nagle tę rozkoszną idyllę rozbił grom. Hrabina Lili otrzymała depeszę od męża, wzywającą ją do Karlsbadu, i musiała wyjechać, że zaś utyskiwała na niewygody imaginacyjne drogi do Paryża, pani Oktawja poleciła synowi odwieźć tam kuzynkę.
Na trzeci dzień Stefan wrócił, osowiały i zgnębiony. Przez kilka dni nie można go było namówić do żadnej rozrywki i ruchu. Leżał na werandzie i czytał. Wreszcie ulegając matce, zaczął chodzić z książką na wybrzeże. Wynajdywał cichy zakątek, kładł się, i, niby czytając, marzył i cierpiał.
Nieopodal z masą gazet siadywał stary sąsiad, patrząc niekiedy na kąpiącą się żonę.
Jakoś raz zamienili słów parę zdawkowej uprzejmości, zaczęli się sobie kłaniać, i ani spostrzegł Stefan, jak się zawiązała znajomość.
— Hrabina Podhorska już wyjechała! — rzekł raz stary pan.
— Tak. Pan zna hrabiostwa?
— Sąsiadujemy na Litwie, ale oni w majątkach te-