Strona:Maria Rodziewiczówna - Byli i będą.djvu/181

Ta strona została przepisana.

kała dziewczyna.
— A dalibóg nie chciałem ubliżyć. Toć znam pannę Natalję od dwóch lat i wielkie mam uznanie i przyjacielstwo, i nie znaleźć na świecie pannie równej i z urody i z charakteru. Zębybym wybił, ktoby na pannę nieżyczliwe słowo rzekł i radbym pannie nieba przychylił.
— Co mi z tego! Przecie pan za równą sobie mnie nie ma! Ot, gadał pan ze mną, jak z jaką Paraszą czy Hrypą, a w pogardzie ma, że ja Ruska. Będzie panu milsza Julka Miłoszówna albo Kostusia Semicka, bo do kościoła chodzą, a koszuli na grzbiecie nie mają z hultajstwa.
— Do nijakich panien ja nie chodzę, ani z żadną gadam. Nawet ich i nie znam i w tę stronę nie patrzę. Karabin żonką mi będzie przez cztery lata, a potem i do śmierci w kawalerskim stanie będę.
— I, albo to prawda?
— Ot, przekona się panna.
— A z Ruską za nic pan się nie ożeni?
— Nie. By z najmilejszą — nie!
— Takie to i miłowanie pana!
Nie odezwała się więcej ani słowem, aż do domu, i zaraz na wstępie opowiedziała ojcu o zdzierstwie kowala. Pan Saturnin, człek żółty, zgryźliwy, nie patrzący nigdy ludziom w oczy, zamruczał niechętnie, że trzeba było robotę do Żyda zawieźć.
— Ten przybłęda niechby wracał, skąd przyszedł. Nam tu zagranicznych nie trzeba.
— Oj, trzeba! — zaprzeczył Marcin. — Może nauczą lepszych porządków. Tam u nich lepiej się dzieje. Czytałem książki. To i pijaństwo mniejsze, i złodziejstwo rzadsze, i owoce przy trakcie dojrzewają, i ludzie się uczą i czytają.
— Za morzem wół po groszu. To, komu tam się podoba, czemu tutaj siedzi i ludziom w głowach przewraca?
— Kowal złych rzeczy nie uczy, ani opowiada.