sznie dobrze. Niczego więcej nie chcę.
Znowu milczenie zaległo izbę.
— Latem to będzie! — rzekła wreszcie Natalka.
— A on wie?
— Nie! Gryzłby się i troskał.
— Żałować go, szelmę! — mruknęła.
— Chłopak mój serdeczny, dość tam ma męki!
— Pisze do ciebie?
— Pisał dwa razy. Mam listy.
Sięgnęła w zanadrze i z chusteczki jedwabnej dobyła zmięte częstem odczytywaniem dwa listy. Kafarowa wzięła i czytała.
“Droga Natalko, żono moja najmilsza! Donoszę ja tobie, żem już na miejsce dojechał i stanąłem na służbie w rocie mechaników. Bardzo mi smutno, że to tak daleko, i za tobą się turbuję, czy tobie nie dokuczają swatami. Inszy zostawi żonę u matki, to i spokojniej mu, a ty bez nijakiej opieki. Tutaj, ile mi chleba zbywa, to sprzedam i zbieram pieniądze, i kupię dwie obrączki, i do kościoła zaniosę, i jedną tobie przyślę potem. Jak tobie będzie smutno a ciężko, to do naszego zamkniętego kościoła pójdź się pomodlić, albo do matki pójdź. Choć ona i nic nie wie o nas, to ci dobre słowo powie, bo ona biedę zna, gorszą od naszej. A zawsze pamiętaj, że męża masz, co ciebie z duszy miłuje i do śmierci nie opuści: tak mi, Panie Boże, dopomóż.
Złożyła Kafarowa list, rozłożyła drugi.
“Najdroższa żono moja! Natalko! Donoszę tobie że, choć ta służba ciężka i mrozy straszne, ale zdrów jestem, porządki wszystkie znam i karany nigdy nie byłem. Z koszar na miasto raz tylko urlop brałem, żeby te obrączki kupić, a że się trafił Moszko Szabun z naszego miasteczka, co do domu wraca, to przez niego tobie list i obrączkę odsyłam. W kościele, na ołtarzu była i Panu Bogu nas poleciłem w modlitwie. Miałem już