Strona:Maria Rodziewiczówna - Byli i będą.djvu/216

Ta strona została przepisana.

I czuł na sobie Stefan te wszystkie spojrzenia łzawe, wyblakłe starością, a jakby wniebowzięte, i sam nie wiedział, kiedy zaczął płakać ze wzruszenia, jakby nie pierwszy raz tu był, ale skądciś wracał, nie poznawał ich, ale odnajdywał.
— Proszę, panie Konstanty, babka już wie, że pan jest, i woła! — ozwała się Misia, wracając.
— A on! — zawołała Duszka. — Mówiłaś, że jest?
— Jeszcze nie! Trzeba przygotować!
— Co ty gadasz! Ona go się spodziewa. Dziś rano, jak się obudziła, mówiła mi: “Stefan przyjedzie.” Powiedz, Kostusiu, powiedz zaraz! Chodźmy! Nie godzi się i minuty jej kazać czekać. Nie bójcie się. Bogaby nie było, żeby jej taka chwila zaszkodziła. Za całe życie!
I pociągnęła za sobą Stefana. Minęli parę pokojów. Kostuś na palcach wszedł do ostatniego. Po chwili ukazał się we drzwiach.
— Stefanie, babka cię woła.
Młody człowiek wszedł. Ujrzał na poduszkach, wśród bladej twarzy, dwoje oczu, witających go takim wzrokiem jasnym i radosnym, że chciało mu się i płakać, i śmiać się, i coś mówić, i odrazu się spowiadać, ale tylko przypadł do łóżka, do rąk i bełkotał:
— Babuniu, babuniu. Jestem! Oj, jestem!
Co ze sobą mówili, niewiadomo. Długą chwilę byli tylko sami. Dopiero Misia weszła, niosąc dla chorej buljon, i zobaczyła, że chłopak klęczał, zapatrzony w babkę, a ona trzymała rękę na jego głowie i coś zcicha mówiła. Wszedł też Kostuś, wziął chorą za puls.
— Teraz babuni spać trzeba, odpocząć.
— Skoro pan konsyljarz każe! — uśmiechnęła się. — Wam niech dadzą wieczerzę, pościelą w zielonym pokoju. Rozmów się z Kafarem, Misiu! Czy już orzą pod owies? Biedny mój stary Siemaszko! Zawsze się dziedzica spodziewał i nie doczekał się.
Przy wieczerzy Kostuś bardzo pilnie bawił Misię, Duszka starała się rozruszać Stefana, ale on, jakby ogłu-